Pages

1.19.2014

Rozdział 16

Co to za szopka? Kto to robi? Dlaczego? Czemu przy mojej rodzinie? Czemu Luke musiał to widzieć? Z tymi pytaniami plączącymi się w głowie zebrałam wnętrze szkatułki i odeszłam do pokoju mówiąc:
- Nie przejmujcie się tą szopką, nie mam pojęcia kto mógł wymyślić tak głupi żart. - starałam się, żeby brzmiało to autentycznie. i prawie mi się udało. Rodzice uwierzyli mi w 100% ,ale ani Petunia ani Luke nie dali się przekonać. Kiedy tylko wyszłam usłyszałam jak dwie pary nóg tuptają za mną. Przyśpieszyłam kroku i zamknęłam pokój na klucz. Usiadłam przy biurku i wyjęłam pergamin.
Tom. 
spotkajmy się o północy przy lesie koło mojego domu. na pewno wiesz gdzie. 
Lily. 
Zwinęłam pergamin w rulonik, otworzyłam klatkę Felixa i przywiązałam mu list do nóżki. musiałam wiedzieć, czy zrobił to mój "ojciec". Wypuściłam sówkę z nadzieją,że doleci do Malfoyów na czas. A teraz otworzę drzwi tym idiotom. Po cichutku przekręciłam kluczyk w zamku, następnie gwałtownie otwierając drzwi. Petunia natychmiast znalazła się na ziemi w moim pokoju,a Luke jakimś cudem utrzymywał równowagę,aczkolwiek niebezpiecznie gibał się nad moją siostrą. Najpierw pomogłam chłopakowi normalnie stanąć, a później śmiejąc się podniosłam moją siostrę.
- Głupi podsłuchiwacze. - powiedziałam.
- Ale Lily... - zaczęła tłumaczyć się Petunia,ale Luke jej przerwał.
- Głupia indywidualistka. - zaśmiał się.
- Nie wkładaj nosa w nie swoje sprawy. - pogroziłam chłopakowi palcem. - Doceniam,że chcecie mi pomóc,- zwróciłam się do obojga- ale to jest sprawa którą muszę rozwiązać sama. - Oboje chcieli zaprzeczyć. - Nie, nie macie wpływu na to co się dzieje. To sprawa między mną, a pewna osobą. - uśmiechnęłam się. Stwierdzili,że nie będą mi pomagać skoro tego nie chcę,ale przesiedzieliśmy razem cały dzień. I nawet było miło. Nawet nie kłóciłam się z Petunią. To,że dzień minął mi miło, nie zmieniało faktu,że w nocy muszę się wymknąć z domu, kiedy spałam  z Luke'm w jednym pokoju, a wątpię by chłopak dzisiaj zasnął normalnie. Nieubłaganie zbliżała się północ, kiedy po cichutku wstałam z otomany na której spałam i wymknęłam się z pokoju. Ubrałam kurtkę i buty i o 23:55 przedzierałam się rzez gąszcze mojej mamy by dotrzeć do niewielkiego lasku, przy którym byłam równo o północy. Od razu zauważyłam czarną pelerynę, z której właścicielem chciałam się spotkać. Podeszłam bliżej.
- Tom. - powiedziałam.
- Lilianna. - odpowiedział i odwrócił się. - O czym chcesz ze mną porozmawiać.
- Co zrobiłeś Jamesowi? - spytałam bez żadnych wprowadzeń.
- Nic nie zrobiłem temu chłopaczynie. - odpowiedział z politowaniem, na co rzuciłam w niego szkatułką którą zręcznie złapał. Kiedy ją otworzył, usłyszałam ponownie krzyk Jamesa, wyfrunął z niego znicz poplamiony krwią, i przeczytał ten wstrętny list. - Jeszcze nic nie zrobiłem temu chłopaczynie. - uśmiechnął się szyderczo. To było dal mnie zbyt dużo.
- Błagam, nie rób mu nic. Weź mnie, możesz mnie zabić, cokolwiek. Bylebyś tylko nie zrobił mu krzywdy. - prosiłam.
- Głupiutka Lily. Ja nie mogę go wypuścić. Chłopaczyna zbyt dużo wie,ale chętnie zabiorę Cię do kompletu.- zanim zdążyłam chociażby się ruszyć, rzucił we mnie jakimś zaklęciem przez które znalazłam się w posiadłości Malfoyów. Byłam w dużym pokoju z limonkowymi ścianami, miękkim dywanem i czarnymi meblami. Wydaje mi się,że jest to pokój Lucjusza. Usiadłam sobie na łóżku nie przejmując się niczym i rozmyślając o kolorze ścian. Nie wiem ile minęło czasu,aż drzwi się otworzyły, a przez nie wkroczył nie kto inny jak Lucjusz, wraz z moim ojcem.
- Lucjuszu, aż do wyjazdu do Hogwartu będziesz dzielił pokój z Lilianne. - uśmiechnął się do chłopaka.
- Zaraz, a ja to już nie mam nic do powiedzenia?! - oburzyłam się. I własnie wtedy przekonałam się,ze mój ojciec na prawdę jet taki zły, jak go piszą. Nawet mi nie odpowiedział tylko zmierzył mnie wzrokiem i potraktował zaklęciem. Poleciałam ze 3 metry w tył, uderzyłam w ścianę, i dorobiłam się rozcięcia na policzku.  Wspaniale. Zanim zdążyłam wstać Toma już nie było. Został tylko Lucjusz, który przyglądał mi się, jak odrywam kawałek materiału od swojej koszulki i przykładam do twarzy. - Cholera. - szepnęłam. Schemat tego wydarzenia powtarzał się przez cały czas w którym mieszkałam u Malfoyów,z tym że Lucjusz miał gazę i plaster w pokoju i opatrywał mi coraz to nowsze rozcięcia. A no i zdarzyła się taka ciekawa sytuacja, po którymś z ataków mojego ojca na mnie:. Lucjusz opatrywał mi wtedy ranę, która powstała przez uderzenie w kant stołu.
- Lily - popatrzył mi się w oczy - zbierałem się w sobie,żeby Ci to wyznać od dawna. Musisz wiedzieć,że podobasz mi się. - natychmiast odwrócił wzrok. Na moją twarz wstąpiły rumieńce.
- Wiesz Lucjuszu... - nie umiałam ubrać myśli w słowa. - myślę,że musimy zacząć od przyjaźni. - ach ten friend zone, zawsze się pojawia. Ale co mam powiedzieć chłopakowi, który na początku roku nazywał mnie szlamą? Może " Tak jasne,zacznijmy ze sobą chodzić,a najlepiej to lizać się na każdym kroku" I w ten sposób ja i Malfoy jesteśmy przyjaciółmi. Wiem od niego,że Luke następnego dnia wrócił do domu bo musiał zając się siostrą, i zostawił mi list pożegnalny, a rodzice myślą,że pojechałam do przyjaciela, i od razu wracam do Hogwartu. Nawet umówił się z moją mamą i przywiózł mi spakowany kufer. Po kilku dniach zaczęliśmy się dogadywać, jak gdyby nigdy nic. w poranek dnia w którym mieliśmy wracać do Hogwartu, kiedy poszłam do łazienki z zamiarem zamaskowania wszystkich szram na twarzy. Przez cały ten czas skutecznie unikałam lustra więc kiedy do niego podeszłam...
- o cholera. - to było jedyne, co umiałam powiedzieć w tamtym momencie. Na mojej twarzy widniało łącznie 10 szram,a wszystkie łączyły się w taki sposób,że wyglądałam jakbym była po porządnej bójce. Otworzyłam kosmetyczkę, znalazłam podkład i puder po czym zaczęłam go nakładać na twarz. Po 10 minutach ciężkiej pracy nie było widać żadnego śladu. Ułożyłam włosy,  ubrałam się i wyglądałam, jakbym była zdrowa i wypoczęta. W rzeczywistości było gorzej... Pewnym krokiem wyszłam z łazienki, do pokoju w którym czekał już gotowy Lucjusz.  Uśmiechnął się do mnie i otworzył mi drzwi. Tam już czekała Alecto i Amycus. Podeszliśmy do nich. Chwyciłam Alecto za rękę, deportowałyśmy się na King's Cross. Alecto przytuliła mnie i szepnęła "powodzenia" po czym zniknęła. Po chwili obok mnie pojawił się Lucjusz. Powoli zaczęłam pchać swój wózek w kierunku pociągu.
- Lilka! - usłyszałam znajomy głos Jamesa. Odwróciłam się,a on już stał przy mnie. Bez zastanowienia rzuciłam się mu na szyję.
- James. - wyszeptałam. - Nic Ci nie jest. - Chłopak zaczął głaskać mnie po włosach. W końcu przestałam go przytulać i powoli wtoczyliśmy się do wagonu, odprowadzani nienawistnym spojrzeniem Lucjusza.

No comments:

Post a Comment