Pages

1.08.2014

Rozdział 10

Po tym, jak piąty raz przeczytałam tekst na odwrocie zdjęcia, słysząc w głowie głos Jamesa zrozumiałam co ja w zasadzie robię. Opamiętałam się, odłożyłam wszystko na swoje miejsce i usiadłam na łóżku Syriusza. Odczarowałam drzwi z ogromną nadzieją,że huncwoci nie próbowali dostać się do dormitorium. Na szczęście, przez następne 5,10,15 minut nikt się nie pojawiał. Kiedy już chciałam wyjść drzwi otworzyły się, a przez nie wturlała się z gracją słonia na rolkach trójka huncwotów,. Brakowało James'a. Jak zwykle.
- Lily.? Co ty tu robisz.? - zaczął wypytywać Remus. Doskonale wiedział,że wiem,że Jamesa tu nie było. - Kiedy przyszłaś.?
- Przyszłam jakieś...- w tym momencie spojrzałam na zegarek by dać im znać,że wcale nie jestem tu długo - 3 minuty temu. Chciałam tylko pożegnać się z wami. - patrzyłam na nich, oczekując jakiejś reakcji. W ułamku sekundy zostałam powalona na łóżko przez 3 wielkie cielska. Remus Syriusz i Peter zaczęli dawać mi złote rady i ściskać.
- Nie łam regulaminu. Baw się dobrze. Zobacz czy mają dobre jedzenie. -Myślałam,że padnę ze śmiechu. Kiedy już nie mogłam oddychać puścili mnie.
- Pa chłopcy. - uśmiechnęłam się do nich serdecznie. Powoli zeszłam do Pokoju Wspólnego. Chciałam przez niego przemknąć niczym nowoczesny ninja w sportowej opasce ale nie udało mi się. A dlaczego.?
Ponieważ dziura pod portretem Grubej Damy została odsłonięta. Spojrzałam w tym kierunku,by przekonać się,że nie powinnam tego robić. Przechodził przez nią nie kto inny jak James Potter. Przez chwilę się wahałam się ,ale po nagłym przypływie odwagi postanowiłam do niego podejść.
- James... - powiedziałam nieśmiało.
- Czego chcesz, Evans? - jego zimny ton, przypomniał mi,czemu żegnam się z nim dopiero teraz.
- Ja chciałam tylko powiedzieć "pa". - uśmiechnęłam się i odwróciłam. Kiedy doszłam do schodów wielce zadowolona,że udało mi się zamienić z nim dwa zdania, usłyszałam jak mnie woła.
- Hej, Evans! - odwróciłam się. - Tylko mi się tam nie zakochaj. - uśmiechnął się do mnie. Tak bardzo mi tego brakowało. Chciałam podbiec do niego i przytulić ale opanowałam się w porę.
- Obiecuję, Potter. - Uśmiechnęłam się szczerze pierwszy raz od czasu kłótni z Jamesem. Weszłam do swojego dormitorium,zabrałam kufer i zeszłam na dół. Pokój Wspólny nagle opustoszał. Przed kominkiem stała jakaś kobieta z ministerstwa. Wraz z nią stanęłam w popiele.
- Durmstrang - powiedziała. poczułam nieprzyjemne uczucie wirowania w nicości, ale w końcu trafiłyśmy do akademii. Była akurat pora śniadaniowa, więc zaprowadziła mnie do stołówki, a tam już czekał dyrektor, z uczniem na wymianę. Przekazali sobie kilka informacji, pożegnali się i poszliśmy w dwie różne strony.
- Miło nam panią widzieć, panno Evans. Będzie pani naszą czwartą uczennicą. Oczywiście, zadbam o to byś dobrze czuła się w towarzystwie moich czarodziejów. Zostaje pani przydzielona do sypialni znajdującej się w wieży centralnej, a twoim opiekunem będzie Dimitrij. Jesteście ws tym samym wieku,więc nie będzie problemu z planem lekcji. O,o to on. - uśmiechnął się dyrektor. - Dimitrij, to właśnie Lily. Zostawiam was samych. - odszedł szybkim krokiem w stronę swojego gabinety, jak mniemam.
-Hej Lilka. - uśmiechnął się do mnie mój brat.
- Czemu ty nie masz żadnego głupawego zdrobnienia.? - udałam smutną. - Jak mam się przywitać.?
- Oj już nie gadaj tyle. - po prostu mnie przytulił. Jego otwartość robi na mnie duże wrażenie. - A więc przez ten tydzień będziemy robić wszystko razem.  Twoje rzeczy są już w twojej sypialni a teraz pozwól ,że przedstawię Ci moich kumpli. - prowadził mnie milionem korytarzy, zagadując o rzeczy tak bzdurne jak pogoda,aż w końcu doszliśmy do dużych mosiężnych drzwi. Otworzył je bez pukania i pociągnął mnie za rękę do środka. Uderzył mnie zapach męskich perfum, i czystość. Zupełnie inaczej niż u Huncwotów. W ich dormitorium panował wieczny bałagan,połączony z zapachem starych skarpet i jedzenia. W zasadzie, dlaczego ja porównuję Huncwotów, do nich.? - Lily, to jest Jake - Pokazał na chłopaka który siedział na pierwszym łóżku z brzegu.. - To Connor - zaczął wskazywać nam pozostałych. - Jacob i Mike. - Boże, jacy oni przystojni.
-Hej. - uśmiechnęłam się,a oni odpowiedzieli mi tym samym. Zaczęli,my rozmowę i coraz lepiej poznawaliśmy się. Dwa pierwsze dni - sobota i niedziela minęły mi na lepszym poznawaniu się z chłopcami. Byli bardzo otwarci i uśmiechnięci. Wystarczyły dwa dni, a wiedzieliśmy o sobie mniej-więcej tyle ile wiem o Dorcras. W poniedziałek, kiedy zaraz po śniadaniu spotkałam się z Mike'm koło sali do Obrony Przed Czarną Magią zaczęło robić się dziwnie. W spojrzeniu Mike zauważyłam coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. On... Zakochał się we mnie.Przecież uważałam go za najlepsze ciacho w szkole, to jakiś cud.  OPCM minęła szybko,z czego się cieszyłam,ale był to wielki błąd.
- Możemy porozmawiać Lily.? - zapytał. Jako,ze nie miałam w zwyczaju odmawiać rozmowy, poszłam z nim w jakieś spokojniejsze miejsce. - Lily, ja wiem,że znamy się krótko,ale podobasz mi się. Ciągnie mnie do Ciebie od kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem. Możemy spróbować być razem? - szybko przekalkulowałam plusy i minusy.
- Możemy. - uśmiechnęłam się. Chciałam dodać coś jeszcze,ale moje usta zostały zatkane pocałunkiem. Oddałam go z przyjemnością,a później zachowywaliśmy się normalnie. aż do piątku wieczorem zapomniałam o problemach. Chłopacy dawali mi wytchnienie i pozwalali zapomnieć o tym co mnie dręczy. Ale w piątek wieczorem,  tuż przed spotkaniem z Mike'm wyszłam z moim braciszkiem na spacer. Opowiedziałam mu o wszystkich zdarzeniach i poprosiłam o radę.
- Wiesz, Lily. Jeszcze nie opanowałaś swoich mocy,więc uaktywniają się tylko kiedy nadzwyczajnie ich potrzebujesz,ale wypompowują one z Ciebie całą energię. nie doradzę Ci zbyt dużo , oprócz tego żebyś pogadała z tym chłopakiem na spokojnie, przeprosiła i powiedziała że mimo wszystko bardzo zależy Ci na dyskrecji. - uśmiechnął się.
-Dziękuję. - przytuliłam go - A teraz uciekam bo Mike czeka. - zaśmiał się, kiedy ja szybkim krokiem szłam do skały nad jeziorem gdzie się umówiliśmy. Nasze spotkanie trwało godzinę. Troch popłakałam, ale było mi bardzo miło. Mike odprowadził mnie pod sypialnię. umyłam się i zasnęłam wyjątkowo szybko. Następnego ranka, równo o 10  czekałam z moim bratem i jego kumplami na kobietę z ministerstwa. Kiedy ta się pojawiła przytuliłam mojego braciszka i jego kumpli. Najdłużej zajęło mi pożegnanie się z Mike'm. Kiedy pozostali wyszli wpadłam mu w objęcia, i rozpłakałam się. Mimo tak krótkiej znajomości, był mi bliski jak nikt inny.
- Pamiętaj,ze Cię kocham. - powiedział i pocałował mnie. Czułam się wyjątkowo. Motylki latały mi w brzuchu, łzy płynęły z oczy ,a jednak byłam szczęśliwa.
- Ja ciebie też kocham. - odpowiedziałam i nadal z łzami w oczach weszłam do kominka. Nie doszło do mnie, jak kobieta wymawia cel naszej teleportacji. otępiała wyszłam z kominka, dziękując bogu za to,że w PW jest pusto. Szybko przeszłam do dormitorium i poszłam spać. Było mi smutno jak nigdy. Czułam się tak przygnębiona,jak nie byłam nawet po kłótni z Jamesem. Było mi smutno,ale też lepiej. Czułam,ze wszystko jest w porządku i mam do kogo wysłać sowę prosząc o poradę. Odpłynęłam w krainę snu zaraz po myśli o tym,że muszę się przywitać. Kiedy obudziłam się,zegar wskazywał równo godzinę 16:00. Dormitorium ciągle było puste. Powlekłam się do łazienki , uczesałam włosy i umyłam, ale oczy nadal miałam smutne jakby ktoś wyssał ze mnie całą energię życiową. Powoli otworzyłam drzwi i zaczęłam schodzić do Pokoju Wspólnego.

Czo ja teraz.? Wiem,że długo czekaliście i przepraszam,ale nagle dostałam weny. :d
Rozdział całkiem mi się podoba, a teraz pałeczka leci do Werki i mam nadzieje,że walnie ją w głowę.
Pozdrawiam, Zuza. :D 

No comments:

Post a Comment