Pages

1.15.2014

Rozdział 14

Na całe szczęście James nie zareagował odrazą, wściekłością czy innym cholerstwem. Nie wykrzyczał, że mnie nienawidzi, czy że jestem okropna. Po prostu przytulił mnie i powoli gładził po włosach. Czyżby jego alter ego powróciło, i miało zamiar nie dać mu znać o tym, że mnie nienawidzi. Och, zapomniałam to nie alter ego, tylko ten palant. Mdli mnie jak o nim myślę. Jak mogłam być tak naiwna.
- Co się stało ? – zapytał. I co ja mam powiedzieć. Nie chcę mówić o tym co było naprawdę, ale nie jestem w stanie nic nazmyślać. – Powiedz prawdę.  Dobrze Ci to zrobi. – doradził mi. Jakby siedział w mojej głowie. Chwila… Bałwan z Ciebie, wiesz Potter. Zaśmiał się. – No to co się stało?
- Mój… Tom. Tom ma jakąś chorą bandę zwolenników, Śmierciożerców.  Należy do niej mój braciszek, mój „kochaś” – tu wstawcie odruch wymiotny. – i pełno innych ludzi.  – Którzy uważają, że twoje towarzystwo mnie demoralizuje, pomyślałam. – I robią różne rzeczy, żebyśmy się nie dogadywali. – między innymi wymazują pamięć Jamesom, albo robią pranie mózgu Lilkom,tak by myślała,że Mike ją kocha. Jak dobrze,że mu nie powiedziałam... Jestem idiotką. Przecież on własnie siedzi w mojej głowie, i teraz wie wszystko. Znowu.
- Czekaj, jak to wymazują pamięć? - zdziwił się. - Ja wszystko pamiętam. - teraz, to ja się zdziwiłam Czyli Mike musiał mu to wszystko z powrotem wrzucić do głowy. Ale wiedziałam co powinnam zrobić. 
- James... skoro wszystko pamiętasz, to przepraszam Cię. Za wszystko. Robiłam źle, nie mówiąc Ci prawdy od początku. 
- Ja też Cię przepraszam.  Nie powinienem krzyczeć, ani za pierwszym ani za drugim razem. I dlatego mam propozycję. Zaczniemy wszystko od nowa, oboje z czystym kontem. Tak od zera, co ty na to? - pokiwałam głową, i przytuliłam go jeszcze mocniej. - Spokojnie, przyszła Pani Potter będziemy mieli dużo czasu na przytulanie się.
- A ty znowu o tym ? -zaśmiałam się. Czyli jednak przywrócili mu pamięć...
- Wiesz, muszę mieć dobry start. - uśmiechnęłam się,po czym wstałam. - A ty dokąd ?
-  No może spać, w końcu jest druga godzina. - W nocy, jakbyś nie wiedział, dodałam w głowie, powoli kierując się do dormitorium. - Dobranoc - rzuciłam przez ramię. Szybkim krokiem wspięłam się na schody, cichym ruchem otworzyłam drzwi i chwyciłam swoją piżamę, by następnie udać się do łazienki. Umyłam się i przebrałam, po czym poszłam spać. Zasnęłam prawie na zawołanie. Od następnego ranka aż do końca grudnia żyłam normalnie. jak to Syriusz ujął "wróciłam do żywych i szczęśliwych". Rano wstawałam, schodziłam na śniadanie, przekomarzałam się albo z Huncwotami,albo z dziewczynami, szłam na lekcje i już nawet nie złościłam się na Pottera i Blacka za ich durne żarty. Odrabiałam prace domowe, a później grzałam się przy kominku w towarzystwie moich przyjaciół. Na zdjęciu,które oddał mi wtedy James pisało teraz "tylko przyjaciele, czy może coś więcej..." . W sumie to postanowiłam zignorować zapiski na zdjęciu. Niech się dzieje wola nieba. I tak sobie żyłam,aż nadszedł 20 grudnia. Cztery dni do gwiazdki, dzień w którym większość uczniów opuszcza Hogwart, by spotkać się z rodziną. Większośc, bo nie wszyscy. Ja w tym roku prawie zostałam, aczkolwiek w ostatni dzień wpisywania się na listę dostałam sowę z listem od rodziców. Było w nim napisane coś o wielkiej świątecznej niespodziance, o "koniecznie przyjedź na święta" i "jak nie, to od września idziesz mugolskiej szkoły,". Czyli zostałam po prostu wmanewrowana w wyjazd z Hogwartu. Cóż, James, Syriusz, Remus, Dorcas i Marlena też wyjeżdżają. Rano, kiedy ubierałam się w mugolskie rurki mniej-więcej w odcieniu kawy z mlekiem oraz dżinsową koszulę, do tego zwykłe, czarne trampki oraz bransoletkę, zastanawiałam się,czym może być ta "niesamowita niespodzianka". Zamyślona zeszłam na śniadanie, nie zwracając uwagi na podeptanych pierwszoroczniaków. Kurcze, czy oni są co raz mniejsi, czy to ja staję się wielkoludem. Weszłam do wielkiej sali, zgarnęłam z początku stołu jakiegoś tosta z masłem, złapałam kawałek sera i usiadłam na swoim stałym miejscu. Zjadłam tosta,napiłam się soku,i poszłam do dormitorium. Nagle wpadłam na pomysł czym, a może raczej kim mogłaby być moja niespodzianka.  Po mojej głowie chodziło tylko jedno imię. Luke. Spojrzałam na zegar. Do wyjazdu już tylko pięć minut. PIĘĆ. MINUT? Już chciałam biec do dormitorium, kiedy Marlena przyszła z moją kurtką i powiedziała,że dyrektor chce wypróbować jakąś nową metodę  przenoszenia bagaży, dlatego są one już w pociągu. naciągnęłam na siebie ciepłą kurtkę, i razem z Marleną pobiegłam do powozu, w którym siedziała Dorcas z Syriuszem i Jamesem. Wpadłyśmy do niego, akurat kiedy odjeżdżał. Ruszył tak gwałtownie,ze upadłam na ziemię, a Marlena na mnie. Wszyscy zaczęli się śmiać, z nami włącznie.Szybko dotarliśmy na dworzec i wsiedliśmy do pociągu. Podróż minęła nam w miłej atmosferze, oprócz jednego momentu. Malfoy otworzył drzwi przedziału. Kiedy na niego popatrzyłam od razu nasunął mi się Mike i ten odruch wymiotny...
- Lily, możemy porozmawiać? - zapytał.
- Wybacz, nie rozmawiam z gnidami. A zwłaszcza z jedzącymi śmieci - odpowiedziałam najsłodszym głosem na jaki potrafiłam się zdobyć.
- Błagam, Lily. To dla mnie bardzo ważne. - powiedział,tak jakby moje słowa nic nie znaczyły. Nic nie powiedziałam,ale wstałam ze swojego miejsca i wyszłam z chłopakiem  na korytarz. - Musisz wiedzieć Lily,że ani ja,ani Severus nie mieliśmy nic wspólnego z tym zdarzeniem,z Mikiem. I ja chciałbym Ci powiedzieć... - chłopak zawahał się. - że jesteś śliczna. Wesołych Świąt, pa. - uciekł. Wróciłam do przedziału starając się zachować kamienną twarz, z tylko jedną myślą. O co chodzi? Kiedy usiadłam na kanapie natychmiast została wywiana grą w eksplodującego durnia. Kiedy dojeżdżaliśmy do Londynu, znów zaczęłam rozmyślać o niespodziance od rodziców. Nawet nie zauważyłam kiedy dojechaliśmy. Machnęłam różdżką,a mój kufer zaczął lewitować tuż za mną. To samo uczyniły dziewczyny, jak i huncwoci. Wyszliśmy na peron, nadal wesoło gawędząc.
- Jak myślisz Lily, co będzie twoją niespodzianką.? - zapytał Syriusz.
- Nie wiem. Ale jadę do domu jak najszybciej... - nagle zamarłam. Nie liczyły się już głosy moich przyjaciół ze szkoły. Upuściłam kufer i po prostu podbiegłam do Luka.  Kim jest Luke? Mój najlepszy przyjaciel. Jest dla mnie jak brat,ale dwa lata temu wyprowadził się do Ameryki. Też jest Czarodziejem. Rzuciłam się chłopakowi na szyję. - Nie wieżę. -wyszeptałam
- Uwierz. - odszepnął przytulając mnie mocno. Nie mogłam wytrzymać rozsadzającego mnie szczęścia. Kiedy w końcu przestaliśmy się przytulać przyciągnęłam swój kufer, i kiedy już miałam razem z Lukiem wychodzić, usłyszałam wołanie:
- Hej, Rudzielcu - och, to Syriusz. - Chodź na chwilkę. - odwróciłam się i szybkim krokiem podeszłam do chłopaka, po drodze żegnając się z Dorcas i Marleną.  Syriusz przytulił mnie. - Nie daj się wciągnąć w żadne dziwne rzeczy. - szepnął. - Wesołych Świąt.
-Wesołych Świąt. - Kiedy chciałam wreszcie wydostać się z tłumu, ktoś złapał mnie w tali. Poczułam jego wargi przy uchu.
-Jesteś tylko moja, pamiętaj o tym. - szepnął James, którego rozpoznałam po głosie, po czym złożył pocałunek na moim policzku i odszedł. Przez chwilę nie miałam pojęcia co się stało, ale po chwili oprzytomniałam, wrzuciłam uśmiech na twarz i w towarzystwie Luke'a wyszłam z peronu. Jechaliśmy do domu wesoło gawędząc o szkołach,zaklęciach, stworzeniach magicznych...


Hehehe. :D Przyśpieszyłam tępo pisania rozdziałów, bo Wera by mi głowę ukręciła. Wiecie fejm i te sprawy. XDD nasza przysłowiowa pałeczka leci do niej, i serdecznie jej życzę, żeby walnęła Pewną Osobę i ją zabiła. :)) 

No comments:

Post a Comment