Pages

1.11.2014

Rozdział 12

- Co takiego, Lily? – spojrzał jakby z nadzieją. – O co chodzi ? - I co ja mam mu teraz powiedzieć? "Hej James, byłam głupia i nie powiedziałam Ci wcześniej ,ze też Cię kocham,a teraz ty już nic do mnie nie czujesz." czy lepszy jest wariant "Teraz kiedy możemy się przyjaźnić,bo z twojej strony wszystko skończone zrozumiałam,że też Cię kocham". O nie, na pewno nie powiem tego teraz. Powiem u Mike'u. Tak. Nie. Po co mu o tym mówić. jeszcze się zdenerwuje. Musze coś wymyślić.
- Cieszę się,że między nami wszystko już wyjaśnione. - uff, jestem geniuszem. Uśmiechnęłam się do chłopaka, próbując robić to tak przekonująco jakby to co powiedziałam było tym co chciałam powiedzieć.
- Tak... wyjaśnione... - przez chwile jego oczy wydawały się być smutne, aczkolwiek był to niewielki ułamek sekundy, bo zaraz przybrały znów ciepły i radosny wyraz,typowy dla chłopaka. - idziemy do Pokoju Wspólnego? - zapytał z nadzieją,że zaniesiemy radosną wieść zgody do naszych przyjaciół.
- Tak,jasne. - uśmiechnęłam się, chociaż pójście teraz do zatłoczonego pokoju, pełnego wścibskich Gryfonów i Gryfonek było mi najmniej na rękę. Mam nadzieję,że uda mi się jak najszybciej wymknąć do dormitorium. powoli, ciągle trzymając się za ręce szliśmy do Pokoju Wspólnego. Mogłoby się wydawać,że jest pięknie,ale nie było. W mojej głowie cały czas krążyły myśli o Mike'u,te myśli które tak bardzo chciałam stłumić. To było jedyne o czym myślałam,aż do czasu...
- Hej, Evans! - usłyszałam głos za mną i Jamesem. Malfoy? Tylko jego mi tutaj brakowało. Mimo wszystkich przekleństw na chłopaka wypowiedzianych tylko w mojej głowie, czułam że mam z nim pogadać. Intuicja ? Pragnienie opóźnienia wejścia do PW? Być może...
- Zostaw ją, śliska gnido - odpowiedział mu James. Wzmocnił od razu uścisk swojej dłoni i spiął mięśnie gotowy do pojedynku.
- Jest w porządku, James. - odszepnęłam do chłopaka, tym samym dając mu znak do rozluźnienia się. Kiedy chłopak już to zrobił, odwróciłam się do Malfoya. - Co byś chciał?
- A możemy porozmawiać na osobności? - zapytał. Nie miałam ochoty nigdzie iść. Najchętniej usiadłabym pod ścianą i rozpłakała się.
- A czy to konieczne? - odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie,lecz wyraz jego twarzy wyrażał zdecydowany sprzeciw. Dobrze, dobrze. Już idę. James, poczekaj chwilkę. Uśmiechnęłam się do przyjaciela i zostawiłam go samego, osłupiałego z wrażenia na środku korytarza iść porozmawiać z Lucjuszem.
*perspektywa Lucjusza Malfoy'a*
Zgodziła się. Teraz już muszę jej to powiedzieć, po prostu muszę. Zaraz za rogiem stała ławka. Usiadłem na niej, pokazując Lily, by zrobiła to samo.
- To co chciałeś mi powiedzieć, Lucjuszu? - zapytała swoim wspaniałym głosem, patrząc na mnie zielonymi tęczówkami, które jednak nie promieniowały radością jak to zwykle bywało. A co jeśli się martwi. Jeśli ma jakiś problem,a ja teraz tylko dorzucę zmartwień...
- Twój tata... -nie dane było mi dokończyć,bo Lily nie spodobało się,jak nazwałem Czarnego Pana.
- Tom. - powiedziała.
- Tak... Tom pragnie cię widzieć za cztery dni o północy, zaraz obok klifu we wschodniej części lasu. - Jestem debilem. Jestem głupim debilem. Stchórzyłem. Znowu.
- Rozumiem. Coś jeszcze? -zanim pomyślałem,że mam jeszcze okazję dodała - Nie? To dziękuję za informację. - uśmiechnęła się wyjątkowo promiennie jak na jej stan i ruszyła do Jamesa. Powoli szedłem do Pokoju Wspólnego w lochach, przeklinając w duchu swój debilizm.
*perspektywa Lilianne Evans*
Malfoy jest dziwakiem. Tyle mogę powiedzieć. Szłam spokojnie do Jamesa,ale kiedy popatrzyłam na niego, od razu przypomniał mi się Mike. I znowu poczułam się przytłoczona tym wszystkim, tak jakby ktoś wrzucił mi karton na głowę. W milczeniu szłam z Jamesem do PW. Kiedy weszliśmy do salonu Gryfonów wszystkie oczy zwróciły się w naszym kierunku. pierwsze, o czym pomyślałam to "WYDŁUBAĆ WAM TE WYŁUPIASTE GAŁY?", lecz zanim zdążyłam to powiedzieć,James dał im do zrozumienia wyrazem twarzy, że nie życzymy sobie nadmiernego zainteresowania. Powoli poszłam do kanapy, którą jak zwykle okupywali Huncwoci w towarzystwie dziewczyn.
- Ruda! - wykrzyknął Syriusz. - Wróciłaś do żywych. - następnie rzucił się na mnie,a po kilku sekundach turlaliśmy się po podłodze bijąc poduszkami, gumowym wazonem (skąd on to ma? ) i innymi miękkimi i dziwnymi rzeczami śmiejąc się. I, z mojej strony nie był to wymuszony śmiech tak jak przez długie ostatnie tygodnie. Ja na prawdę się śmiałam. W sumie, to śmiali się wszyscy,z portretami włącznie. Wniosek : Syriusz jest idiotą, który doprowadził mnie do śmiechu. Czyli jest za co mu dziękować. Po tym,jak Syriusz poprawił mi nastrój, cały wieczór żartowałam z Huncwotami i z dziewczynami. Aż do pewnego czasu...
- Spóźniona Sowia Poczta! - krzyknął któryś Gryfon i otworzył okno. Biała sowa śnieżna zatoczyła koło po pokoju, aż w końcu znalazła tego kogo szukała. wystrzeliła w naszym kierunku, spuściła mi zawiniątko na głowę i uciekła. Wzięłam je do ręki, lecz kiedy zobaczyłam na samej górze inicjały : M.J. odechciało mi się wszystkiego,a cała energia życiowa i dobry nastrój, jakby to ładnie powiedzieć...czułam się jakby ktoś użył na nich Confringo.
-Lily? Stało się coś? - usłyszałam zmartwione głosy przyjaciół, ale zignorowałam je. Odwróciłam się tyłem do nich i rozwinęłam pergamin. Zaczęłam czytać:

Instytut Magii Durmstrang,
Kochana Lily!
Witaj. Jak Ci tam, z powrotem w domu? Pamiętasz jeszcze o mnie? Mam wielką nadzieję, że tak, bo ja nie mogę o Tobie zapomnieć. Jak się czujesz? Dimi opowiedział mi, dlaczego do nas przyjechałaś, i teraz wiem,że Ty kochasz tego "zadufanego w sobie głąba,Pottera ",a ja dużo namąciłem. Jest mi z tego powodu bardzo przykro,ale byłaś dla mnie zbyt pociągająca. Przepraszam,że w tym liście jest taki chaos. Chciałbym się skupić,ale kiedy o Tobie myślę, nie jest to wykonalne.
wciąż kochający, i twój na zawsze
Mike.
PS.: Może chciałabyś spotkać się ze mną w Święta? Przyjechałbym po Ciebie na King's Cross,a później zabrał do mnie, do Hiszpanii. Liczę na szybką odpowiedź. :)

Z oczu popłynęły mi łzy. Nie myślałam o tym,że siedzę w Pokoju Wspólnym, że ktoś będzie się martwił, że James się dowie o Mike'u. W mojej głowie krążyła tylko myśl : "Jest tak blisko a jednak daleko." Ale kto? Co? Odpowiedzi jest wiele: Mike, miłość, szczęście...Minęła chwilka, zanim zorientowałam się,że ktoś wyrwał mi list z ręki, a jeszcze inna osoba objęła mnie, i przytuliła do siebie by mnie uspokoić. o dziesięciu minutach panowałam nad tym, co dzieje się z moimi emocjami.
- Co to ma znaczyć? - przerwał cisze James. - Obiecałaś mi,że w nikim się nie zakochasz. Zresztą, co ten twój kochaś tu wypisuje.?! Kochasz mnie, a bujasz się z nim?! - był bardzo zdenerwowany. - Nienawidzę Cię.! -wykrzyczał mi to prosto w twarz. Siedziałam na kolanach Syriusza otępiała z wrażenia. Przecież James już mnie nie kocha... A może jednak tak? To nie możliwe Lily, on już nic do Ciebie nie czuje. To już nie ten Potter od "Hej,Evans umówisz się ze mną?" czy "Dzień Dobry, przyszła Pani Potter".
- Ale James... tego się nie kontroluje. - paplałam jakieś bzdury - Doskonale wiesz jak to jest. Nagle czujesz,że to ta osoba, i nie masz nad tym żadnej władzy. - powiedziała co wiedziała kurde. Nie ma co, mądrala ze mnie. - A teraz pozwólcie,że położę się spać, bo jest już po północy, a ja wyglądam jak zombie bez zarywania nocek. - uśmiechnęłam się do nich, i poszłam do dormitorium, przebrałam się w piżamę i poszłam spać z nadzieją na lepsze jutro, i z postanowieniem odpisania Mike'owi.

No, to mamy kolejny rozdział. Tym razem dwa w jeden dzień. Łał, jak to możliwe. :o Pałeczka leci do Weroniki, i oby trafiła ją prosto w serce. :*

No comments:

Post a Comment